Dla nas…

8 czerwca, 2014

Wtedy było to takie proste,

odjechać kawałek dalej,

pozbyć się zgiełku i wścibskich oczu,

uciec od czujnych i niepotrzebnych spojrzeń.

Szum drzew, cisza, posmak wolności i nieskrępowania.

Ciepła ziemia, wyjątkowo przychylna,

ptaki śpiewem kojące zmysły

i słońce… ono też było jak na zamówienie.

Jego promienie grzały tak słodko, delikatnie,

jakby stworzone dla tej chwili,

jakby świat właśnie zaczął istnieć dla nas.

 

***

Zamykam oczy, by ujrzeć Twoją twarz na nowo,
uchwycić spojrzenie otulone w niebieski błysk w oku,
połączony ze zmęczeniem, humorem i zamyśleniem.
Cieliste usta z umykającym uśmiechem,
a zaraz potem szorstkość dłoni,
której nie można wypuścić z uścisku.
I jeszcze te ciepłe pocałunki…
Miękkie, aksamitne, przywołujące zawrót głowy.
Nie sposób byłoby Cię zapomnieć…

 

akt_kochankow_obraz_milosne_obrazki_milosny_obrazek

***

 Są takie maleńkie oczka, które każdą psotę potrafią w porę rozbroić. Można ich właścicielkę karcić do woli, można jej nawet przylać, gdy zasłuży. Ale nie można tego zrobić, gdy zajrzysz jej w oczka. Wtedy przepadasz, złość odchodzi, a ona… wcale nie patrzy długo bezczelnie, tylko spuszcza wzrok, po chwili czujnego spojrzenia, opuszcza główkę, z lekkim, psotnym uśmiechem i ją odwraca. Jest cudna, nikt się jej nie oprze.

 

 

Słodkość pewnej goryczy

6 czerwca, 2011

Nie wiem co lubię najbardziej, bo moje „lubię” jest niesprecyzowane do końca. Nie mówię tu o upodobaniach z przyzwyczajenia, nie mówię też o upodobaniach smakowych, choć i one mogą z czasem ulec zmianie. Cierpki smak ma swoją słodycz, zrozumiałą tylko dla tego, kto jej doświadczył, na różne sposoby. Chęć poznania goryczy, by choć przez chwilę zrozumieć czyjeś inaczej. Gorycz z wyboru jest inna niż gorycz narzucona. Narzucona jest nie do przyjęcia, przyjęta z wyboru ma to coś, najczęściej trudne do zrozumienia przez innych.

Poznanie, zawiłości umysłu niedoścignione, umykające jak błysk chochlika, w oczach przed chwilą napotkanego dziecka. Czasem zwodnicza myśl zatrzyma się na dłużej, odciśnie piętno w naszej rzeczywistości, bo nie można było się oprzeć, by nie spróbować.

Przed chwilą wypiłam czerwone, cierpkie wino i naszła mnie ochota na cząstkę słodkiej mandarynki. Niestety nie mam jej w pobliżu. A może… a może tak mi się tylko wydaje?



Znowu dziewczynką

26 listopada, 2010

 

Wiesz, popełniłam całą masę gaf

Wiesz, zgubiłam swoją pewność i nieomylność

A właściwie, nadal ją mam, tylko rozumiem więcej.

Rozumiem to, że jestem ciągle dziewczynką,

Taką co wchodzi w nowe życie.

 

 

Upadłam, bo ktoś podstawił mi nogę.

Zdziwiona, bo wcześniej nikt tego nie robił,

wstałam i otrzepałam się z kurzu…

Udałam, że nie czuję potłuczeń.

 

Udałam, że nic się nie stało, choć dusza…

 

Dusza kołatała jak spłoszony ptak w klatce.

To dziwne, że za każdym razem upada się inaczej,

to jakby przeżywać ponownie, i wciąż znowu,

przejście dziewczynki w życie dorosłe.

 

Może ja nigdy nie dorosnę, ale czy chcę?

 

Czuję, że żyję tylko wtedy, gdy staję się uczniem,

Gdy poznaję coś nowego, odkrywam rzeczy,

na które wcześniej zabrakło mi czasu,

z bliżej niewyjaśnionych, nawet dla mnie, przyczyn.

 

A może – zapału, uporu, chęci i samozaparcia?

 

Mój zegar tyka, banalnie, jak każdemu z osobna,

Czuję chwilami bezsilność, żal za tym co już za mną,

wtedy jednak odkrywam teraz i jutro, nowsze,

inne niż te jakie znałam do tej pory.

 

Uśmiecham się do siebie – to dobrze…

 

Dobrze, że odnalazłam inne, za każdym razem,

gdy upadłam i wstałam z mokrymi policzkami,

skrytymi przed wzrokiem tych, którzy zerkali

na mnie ukradkiem, ale z uwagą…

 

Widzieli, wtedy, też siebie, gdy kiedyś upadli?


 

Muzyka

30 lipca, 2010

Zagrało jej w duszy, najmocniej

tak mocno, jak nigdy przedtem.

Życie nabrało sensu istnienia,

każde zdarzenie – motylich skrzydeł.

To nic, że czasem płakała do księżyca.

 

 

 

Gdybym była kotem, moje drogi byłyby niezależne, jak na kota przystało. Byłabym oczywiście kotką, w marcu kochającą się do upadłego, polującą na ptaszki, myszki, walczącą ze szczurami każdej niemal nocy i dbającą o swe kociaki. Nie byłoby to złe. Bo co innego być kimś do czego się jest stworzonym, bez myśli rozpraszających, bez marzeń o tym, że więcej i inaczej… bez tęsknot, bo kot idzie tam gdzie go zew natury ciągnie. Piękne to byłoby życie. Dlaczego jestem aż kobietą? Przecież to jest strasznie trudne. Nie jesteśmy sobą nawet, gdy tego bardzo chcemy. Czasem tylko nam się to udaje, by życie przywołało nas do porządku i spraw natury ludzkiej, cywilizowanej. Tak poukładanej do urzygania, z tymi ponarzucanymi zasadami, bez cienia normalności.

Tak sobie myślę, że te wszystkie zasady zostały stworzone dla tych wszystkich zagubionych ludzi, którzy bez nich nie potrafiliby żyć. Większość czuje się z nimi świetnie. Nawet mnie jest czasami dobrze.

Sol Halabi

No więc jestem kotką. Drapieżną, gorącą, rozpaloną, zwinną i wdzięczną naturze za hojności jakie jej zsyła. Jestem nią gdy wyłączę codzienność, nieznośne myśli, gdy zrzucę ciężary człowieczeństwa, gdy zostawię swoją pruderyjną kobiecość, a ubiorę się w wyuzdanie, pląsając w niedozwolonym tańcu. Gdy wyczujesz chwilę, na pewno się o tym przekonasz…



Marzenie o sierpniu

6 marca, 2010

Najpiękniejsze wieczory ma sierpień, robi się ciemno o odpowiedniej porze, czyli ok. 20-stej. Bezchmurne niebo połyskuje tysiącem gwiazd, od których nie można oderwać wzroku. A już księżyc, jego srebro hipnotyzuje i dodaje sił witalnych. Takie wieczory grzechem jest przeżywać w samotności, ale też można je przeżyć, czasami nawet trzeba. No bo jakie ma się wyjście, gdy w pobliżu same „niewłaściwe” osoby?

A taka osoba przy boku to męka i profanacja tej chwili.

Świerszcze… świerszcze grają wtedy najgłośniej, najmocniej. Dziwne, że nie jestem świerszczem, przecież chciałabym zagrać razem z nimi… Gdy zamykam oczy czuję ciepło minionego dnia, orkiestrę w wysokich trawach, gdzieś obok, księżyc jak rozkazujący władca wśród gwiazd, jego poddanych. Twoja dłoń wtulona w moją i ta mała ławeczka, na której udało nam się przysiąść…

Rany, jakie ja głupoty wypisuję! Zapomniałam wczoraj opublikować, czytam… i wymiękam. No cóż, to tęsknota jakaś, za ciepłem zapewne.


Mój jest…

5 marca, 2010

Ten kawałek jest naprawdę mój. Tylko… co mi po nim? Ten kawałek to nieskończona ilość pytań i przesłaniających je znaków zapytania. Czasem czuję pełnię życia i jego tętno, czasem zdziwienie, że to serce i te myśli, krążące wokół mnie jak po orbicie, należą do tego ciała przed lustrem. Czasem nie wyobrażam sobie, że mogłabym przestać istnieć, czasem wydaje mi się, że nie należę do tego świata. Pewne elementy są mi bliskie, ale ta bliskość jest tak ulotna. Co jakiś czas powracam do tego samego przemęczenia myśli, do tej samej bezsilności i bezradności, chociaż nikt by o mnie tego nie powiedział. One są dla mnie, ta słabość jest tylko dla mnie, inni są za słabi by móc ją dostrzec i zrozumieć.

„Śniegowa kula” – Mariola Ptak

A miała już być wiosna. Co ten śnieg robi za moim oknem? Dlaczego przyniósł ten ciężar myśli i pesymizm, których nie znoszę? Te zmiany pogody zawsze niemiłosiernie przypominają mi o zjednoczeniu z naturą, że jestem jej częścią i zależę od niej. Dobrze, tylko czemu to jest tak przykre i ponure uczucie?

Dziś smażyłam rybę, bez przekonania, bez tej ślinki i ochoty jej schrupania, ryż był sypki i smakowity, smakował najlepiej i jeszcze ten kiszony ogóreczek, którego nie chciało mi się kroić. Obiad jak obiad. Małej musiałam zrobić ryż na słodko, z dżemem wiśniowym domowej roboty, jogurtem i odrobiną cukru.

Pyszne było – usłyszałam.

Dobrze, że jej jest dobrze, pomyślałam.

CzessBand

Kupiłam dziś delikatnie ukiszoną kapustę, taka świeżutka sama wchodzi do ust i nadaje smaku codzienności. Kupiłam jej więcej niż zamierzałam początkowo, pomyślałam o jej przetworzeniu na smakowity bigos. Zapach miała piękny i niemal uwodzący. Pokroiłam ją w poprzek, dodałam startej marchewki, kminku, listki laurowe i ziele angielskie, mmmmm… , za chwilę obsmażałam żeberka, podlałam wodą i już się duszą. Kapusta w garnku tuż obok bulgocze. Mała wbiega do kuchni

Co robisz? Kur-cza-ka? – uśmiechnęłam się prostując, że bigos

Aaa? I będziesz robić dwa dni? – Jakie to pojętne maleństwo, prawda?

Kiedy obierałam żeberka z mięsa dodając do podduszonej już kapusty, zmysły smakowe odpowiadały wzburzoną intensywnością i… pomyślałam o Tobie, to takie apetyczne… Jeszcze czosnek, majeranek, trochę soli, jedno starte jabłko. Uwielbiam bigos, to taki życiowy bałagan, dodający mu pikanterii.

Dokupię jeszcze pysznej wędzonki i suszone grzyby, koniecznie…

Lubię gotować, ale tylko wtedy gdy chcę, a nie kiedy muszę.